Nie wiem czy mieszkańcy Gdańska i liczni tu turyści przyglądają się płaskorzeźbom na piaskowcowych i betonowych płytach balustrad gdańskich przedproży podczas spacerów po Głównym Mieście. Czy dostrzegają, kontemplują, odczytują zapisaną w nich historię miejsca? Czy próbują dostrzec piękno wyrzeźbionych na płytach scen religijnych, przedstawień roślinnych, wyobrażeń sztuk wyzwolonych... ? Czy uśmiechają się przyjaźnie do maszkar i satyrów, stworów nieziemskich, lwów, które starają się ich wystraszyć, lub choćby zaciekawić? Nie wiem też, czy owi przechodnie czytają znaki wyryte na słupkach naprowadzających na schody przedproży i czy gładzą mosiężne gałki poręczy. Wiem, że potykają się o kule. O granitowe kule o metrowej średnicy strzegące wejść na schody i że głaszczą pyski lwów trzymających tarcze herbowe Gdańska przed schodami prowadzącymi do Dworu Artusa. Wiem też, że lubią się fotografować na tle gdańskich rzygaczy.
Nie mogąc w dniu wiosennym pstrykać zdjęć szerokich i światłem wysyconych, fotografowałem przedproża Długiego Targu, ulicy Piwnej, Mariackiej i Chlebnickiej. Fotografowałem szeroko wpatrzone we mnie oczy fantastycznych stworzeń, stworów i mitycznych piękności. Lwy porykiwały, tuż nad brukiem unosił się chichot satyrów....
Druga połowa XIX wieku przyniosła masową likwidację przedproży w unowocześniającym się mieście za sprawą zmian w komunikacji, budowie kanalizacji i zamianie parterów kamienic na sklepy z witrynami oraz lokale gastronomiczne. W roku 1868 zapadł wyrok na gdańskie przedproża - nakazano usunięcie w przeciągu pięciu lat wszystkich przedproży z wyjątkiem mających wartość artystyczną. Wyrok wykonano z pruską skrupulatnością, a z krajobrazu miasta zniknęło wówczas prawie 1800 przedproży! Przeciwko niszczeniu dziedzictwa kulturowego protestowali gdańscy historycy, architekci, także miłośnicy zabytków. Udało się częściowo zmienić zarządzenie wówczas już cesarskich władz - i na ulicach: Mariackiej, Piwnej, Chlebnickiej oraz ulicy św. Ducha przedproża zezwolono zachować, choć i tu walka o przetrwanie oraz rekonstrukcję wcześniej zniszczonych obiektów, trwała aż do II wojny światowej. Historyczne ukształtowany Gdańsk przestał istnieć w marcu 1945 roku. Gdańscy Niemcy odeszli, zostali deportowani. Główne Miasto, Stare Miasto, Stare Przedmieście, Wyspa Spichrzów przestały istnieć - zostały zburzone i rozstrzelane. Umarły też gdańskie przedproża. Polskim władzom konserwatorskim po roku 1945 udało się uratować niewielką część autentycznego wystroju kamieniarskiego gdańskich przedproży. Zrealizowano plan odtworzenia przedproży tam, gdzie istniały one do wojny – na ulicy Chlebnickiej, św. Ducha, Katarzynki oraz ich przywrócenia przy ulicy Piwnej, Mariackiej i Długim Targu. Przedproża rekonstruowano, odtworzono z części autentycznych, budowano nowe montując w nich części zachowane z innych miejsc miasta; budowano też repliki przedproży zachowując ich historyczną formę.
Przedproże w kształcie znanym nam obecnie (na całą szerokość elewacji lub tylko na jej część) wykształciło się w Gdańsku w wieku XV. Wówczas to budowano przedproża z dębiny, a przed schodami ustawiano płaskorzeźbione płyty kamienne wysokie na plus, minus dwa metry, ze scenami religijnymi i przedstawieniami roślinnymi. Przedproża pozwalały też na utrzymanie porządku przed wejściem do mieszkania w kamienicy i do składu kupieckiego czy kantoru, który zajmował parter domu. Z upływem lat - jak to w życiu bywa - przedproża "obrosły" szpetnymi przybudówkami, które na końcu wieku XVI zniknęły z krajobrazu Gdańska ukazem Rady Miasta. Wykształciła się wówczas ostatecznie tarasowa forma przedproży. Drewniane podesty zastąpiono kamiennymi, taras otrzymał bogatą balustradę, najpierw ażurową, później kamienną - piaskowcową - płaskorzeźbioną. Wejście na taras stanowiły kamienne schody flankowane słupami. Przedproża stały się przedłużeniem reprezentacyjnej sieni kamienicy mieszczańskiej, a w dni pogodne toczyło się na nich życie towarzyskie, stąd obecność na tarasie kamiennych ławeczek. Przedproże odgrywało szczególną rolę w ideowej wymowie wystroju kamienicy mieszczańskiej tego kupieckiego i rzemieślniczego miasta. Na balustradach przedproży znalazły swe miejsce liczne przedstawienia ikonograficzne: tematy biblijne, wyobrażenia sztuk wyzwolonych, pór roku; balustrady zdobiono także tarczami herbowymi. Bogaty wystrój przedproża otrzymały po połowie XVII wieku, jego estetykę kształtował manieryzm, barok i rokoko. Pojawiły się bogato rzeźbione słupki przed schodami i charakterystyczne dla Gdańska granitowe kule, a także kute poręcze i równie charakterystyczne rzygacze w formie realistycznych lub alegorycznych delfinów, smoków, ryb. Wejścia do kamienic ubrano w kamienne, rzeźbione portale. W drugiej połowie wieku XVIII gdy w Głównym Mieście brakowało terenów budowlanych, przedproża ponownie zapełniły się drewnianymi budami i przybudówkami. W okresie klasycyzmu zdobienie balustrad przedproży stało się mniej ozdobne, a płyty dekorowano wieńcami i festonami.
Jeżeli ktoś myśli, że przedproża na gdańskich ulicach Głównego Miasta i Starego Miasta to taki "dekor" lub widzimisię niemieckich, czy jak kto woli niemieckojęzycznych mieszczan - to jest w błędzie. Każdy, kto choć raz był w historycznej części Gdańska wie, że przedproża są najbardziej charakterystycznym elementem gdańskiego domu i ulicy. To wyniesiony ponad poziom ulicy taras - ograniczony balustradą - wysunięty przed elewację budynku, na który prowadzą schody i posiadający zejście (z boku) do piwnicy. Dostrzeżenie, że całość jest wyniesiona nad ulicę do bardzo wysokiego parteru i że pod tarasem jest piwnica - wydaje się kluczowe, bo to właśnie wyznaczyło sens istnienia przedproży w Gdańsku. Pomysł na przedproża w zakładanym w XIII wieku Prawym (Głównym) Mieście przywieźli ze sobą z Lubeki oraz z Hamburga niemieccy koloniści. Jest pewne, że gdyby miasto lokowano na pojeziernej wysoczyźnie, przedproża nigdy by nie powstały, bo po prostu nie byłyby potrzebne. Ale miasto powstawało na Żuławach Wiślanych, nad brzegiem Motławy u ujścia Wisły do morza. To teren delty Wisły - zalewowy i podmokły. Do czasu regulacji stosunków wodnych i sypania grobli odcinających miasto od rzek, były to miejsca dla człowieka niedostępne wiosną i latem, a jesienne i zimowe sztormy podpiętrzały wodę w rzekach, powodując wylewy, podtapiając i zalewając tereny depresyjne i nisko położone. Także po osuszeniu gruntów pod miasto, wody podziemne zalegały wysoko, co uniemożliwiało utrzymywanie suchych piwnic zagłębionych w ziemi. I tu przyszedł z pomocą pomysł, aby przed wysoko umieszczonym wejściem do domu zbudować taras, a pod nim umieścić piwnicę (na równi z ulicą) jako skład kupiecki czy rzemieślniczy.
Pogoda "zdjęciowa", pełna światła, barw i kontrastów, każe mi zadzierać głowę wysoko, mieć oczy otwarte na 360 stopni, każe dostrzegać plany szeroko, kontekstowo. Gdy pogoda jest niczym kisiel, w którym tapla się miasto, rozglądam się po nim w sposób zawężony, widzę to co jest na wysokości oczu i pod stopami. Chodząc w marcowe, szare i półprzeźroczyste dni po ulicach historycznego Gdańska udało mi się jednak znaleźć urokliwe towarzystwo. Były to przedproża gdańskich kamienic. I z nimi dzień spędziłem.
Jadąc na początku marca na kilka dni nad zatokowe plaże, liczyłem na taką właśnie pogodę. Nie udało się! Wpadłem w masy zgniłego powietrza znad Atlantyku i choć było ciepło (relatywnie rzecz jasna), to miasto schowało się w mlecznej szarości, zatraciło kontury, spłaszczyło się. O szerokich planach zdjęciowych można było zapomnieć; także niedoświetlone wnętrza budowli zabytkowych wzbraniały się przed ukazaniem swych wdzięków. Lubię robić zdjęcia gdy miasto lustruję, gdy wynajduję w nim nie znane mi nowości i przyglądam się zmianom, które zaistniały w czasie, gdy mnie w Gdańsku nie było. Takie zdjęcia mają charakter dokumentujący stan trwający „chwilę”; mają walor poznawczy, a na poznawanie nowości wypełniających przestrzeń miasta, na odkrywanie na nowo miejsc mi znanych i oswojonych od lat - nigdy czasu nie żałuję.
Przedwiośnie w Gdańsku to pogodowy groch z kapustą. Na pewno jest bodźcowo - bo miasto leży nad morzem - choć nie zawsze przyjemnie. Dominuje ołowiana szarość zakrapiana deszczem lub mżawką, co w połączeniu ze śmietniskiem na ulicach, placach, podwórzach i zaułkach w mieście, po zimie nieuprzątniętym i - co najważniejsze - brakiem ożywczej zieleni, daje obraz smutny a nawet przygnębiający. Dobrze, że są puby i inne pikawy. Z autopsji wiem, że w moim mieście są też w marcu dni pogodowo radosne. Dzieje się tak za sprawą Arktyki i powietrza znad niej napływającego. Wówczas pogoda w Gdańsku jest "skandynawska". Jest chłodno, wiatr przeszywa zimnem i nawet oponka na brzuchu nie pomaga, ale co najważniejsze - świeci słońce, powietrze jest krystalicznie czyste, przeźroczyste, a na niebie tańczą wszystkie możliwe cumulusy w barwach przeróżnych, latem niespotykanych. I Gdańsk w czasie takiej pogody kocham jeszcze bardziej.
Żyjemy w świecie budowanym z mitów, żyjemy otoczeni postaciami z bajek i legend, otoczeni stworami i wyobrażeniami, które mają nam świat - realny, twardy i często gorzki - obłaskawiać oraz czynić przyjaznym. Nie ma w tym nic nagannego, gdy świadomie, z dystansem i dla zabawy wkraczamy na chwilę w świat minionego dzieciństwa. Oglądamy postaci nierzeczywiste, czytamy o ich heroizmie, wsłuchujemy się głosy sławiące ich dobre i słuszne czyny. Czasem też, chodząc po historycznych częściach miast zacnych, wpatrujemy się w wyobrażenia maszkar, stworów i mitycznych wodzów, które w postaci figur czy płaskorzeźb ustawiono - przed kamienicami, ratuszami, dworami, składami - by strzegły domostwa, by dodawały splendoru właścicielowi, by swym pięknem rozświetlały miasto i czyniły je tajemniczym i wieloznacznym. Ale jest też druga strona medalu budowania mitów i życia w mitach. To czas i miejsce, gdzie mit mieszany jest z faktami o zdarzeniu, miejscu czy osobie, gdy nierealność mieszana jest z rzeczywistością. I tu zaczyna być groźnie. Groźnie dla człowieka, obywatela, narodu. Jest groźnie, a często tragicznie gdy jesteśmy zanurzani w sos skomponowany z mieszających się płynnie prawd, półprawd i zwykłych kłamstw nachalnie nam wmawianych przez ludzi udających zatroskanych polityków, przez fałszywe autorytety, przez pseudo uczonych, ludzi mediów fałszujących rzeczywistość i zwykłych szarlatanów. To od nas zależy, czy świat mitów będzie tylko niegroźnym spotkaniem z maszkarą wyobrażoną w posągu, czy rozrywające głowę dylematy co jest prawdą, co półprawdą, niedopowiedzeniem czy przeinaczaniem faktów.
Nad czterema arkadowymi wjazdami Bramy Zielonej - bramy wodnej, wschodniej - widnieją cztery fryzy heraldyczne. Przedstawiają herby: Prus Królewskich (trzymane przez parę jednorożców), Rzeczypospolitej (trzymany przez dwa anioły), Gdańska - trzymany przez lwy i herb Hohenzollernów. Budynek bramny Bramy Zielonej jest wielki, czterokondygnacyjny, przykryty dwuspadowym dachem z dekoracyjnymi szczytami zwieńczonymi posągami. Bramę zdobi - oprócz wspomnianych już fryzów, 20 figur na szczytach, 4 popiersia w kartuszach, 4 popiersia w tondach i 12 głów nad tondami. Trzeba przyznać, że to wystrój imponujący jak na jedną bramę! Ale należy też pamiętać, że Brama Zielona była najważniejszą bramą wodną Głównego Miasta i to do niej prowadził most przerzucony nad Motławą; tędy wkraczały do miasta dobra – płody rolne - z Żuław Wiślanych, których części właścicielem był Gdańsk.
Historyczne, reprezentacyjne bramy wjazdowe do gdańskiego Głównego Miasta i prowadzące do jego Ratusza - Złota Brama i Brama Zielona - witają przybysza posągami na swych szczytach i płaskorzeźbami na fryzach herbowych.
Prześwit lądowej, zachodniej Bramy Złotej zdobi herb miasta, a wieńczy balustrada ozdobiona rzeźbami personifikującymi cnoty, jakimi szczycił się, lub chciał się chlubić Gdańsk. To figury Przezorności, Pobożności, Sprawiedliwości, Zgody, Pokoju, Wolności, Bogactwa i Sławy. Prawda, że brzmi to pięknie? Nie tylko brzmi - wygląda też dostojnie!
Trudno byłoby mi "skwitować" obecność Gdańska w przestrzeni materialnej i duchowej Polski jednym wpisem, jednym esejem czy artykułem umieszczonym na tym blogu. Dlatego też esejów o Gdańsku, o gdańskiej tożsamości, o jego - Gdańska - cywilizacyjnej roli w historii powszechnej i dziejach Polski, o jego urbanistyce, architekturze, o jego kolorycie będzie wiele. Podobno "od nadmiaru boli nie głowa". Jednak trudno mi było odpowiedzieć na pytanie z pozoru proste: "od czego zacząć te opowieści?". Niespodziewanie z pomocą przyszła mi wczesnowiosenna pogoda, która na początku marca 2017 roku panowała w Gdańsku. O tym za chwilę.
Gdańsk to jest moje miasto. To jest moje miejsce na Ziemi. Tu się wychowałem, w Gdańsku dojrzałem. Z nim się utożsamiam pomimo faktu, że od wielu lat żyję w Warszawie, w miejscu równie mi bliskim. Przyjeżdżając do Gdańska próbuję je czytać po raz kolejny, czytać by zrozumieć jego fenomen, jego unikatowość. Nie myślę wówczas o tym CO widzę, ale - JAKIE miasto mi się ukazuje. To pytanie fenomenologiczne, które zawsze jest interpretacją rzeczywistości, którą tu i teraz widzimy i której doświadczamy na różne sposoby.
Twarze gdańskich przedproży
M a r e k A n g i e l
z d j ę c i a i s ł o w o
Gdańsk. Przedproża miasta historycznego. Zdjęcia z lat 2012-2017
"Patrząc na swoje miasto, podniesione z ruin, gdańszczanie mieli myśleć, że Gdańsk był w istocie zawsze miastem polskim"
Polska. Gdańsk, Główne Miasto; woj. pomorskie
Region fizycznogeograficzny Polski: Żuławy Wiślane w obrębie Pobrzeża Gdańskiego
Tekst 03.2017 r.
Zrobione w WebWave CMS